Jachtem po morzach arktycznych

Szlak walk polskich marynarzy podczas drugiej wojny światowej (cz.4)

Wychodząc z Solvaer pokłoniliśmy się, jak nakazuje stary lofocki zwyczaj, „Kozłowi”, skalnemu masywowi sterczącemu nad portem, którego wierzchołek rozwidlony jest na kształt rogów. Ototfjord powitał nas szkwałem. Nasuwały się na nas szare, ponure chmury. Potoki deszczu mieszały się na naszych twarzach z bryzgami morza. Po naszych ubraniach sztormowych woda spływała strumieniami. Po przejściu chmury wszystko się zmieniało, wiatr przycichał, żagle łopotały czekając na nową partię chmur i wściekły wiatr, który z wyciem ponownie uderzy. Taką pogodę mieliśmy aż do Narviku, którego nazwa na stałe weszła do dziejów polskiego oręża. Tu walczyły nasze niszczyciele – „Burza” i „Błyskawica”. Tutaj 4 maja 1940 roku w fiordzie Rombakan zginął niszczyciel „Grom” trafiony dwoma bombami lotniczymi zabierając z sobą na dno morskie 66 członków załogi. Stojący nad samym fiordem pomnik polskiego marynarza upamiętnia to wydarzenie.

Pomnik polskiego marynarza w Narviku

Kiedy polskie okręty zmagały się z okrętami Kriegsmarine ze wzgórz do Narviku zeszły oddziały polskiej Brygady Podhalańskiej. Miasto opanowane przez Niemców 9 kwietnia 1940 roku odbite zostało z rąk wroga 28 maja przez oddziały polskie, francuskie i norweskie. Przysłana z Brestu Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich była pierwszą polską, regularną jednostką lądową, która starła się z Niemcami po zakończeniu kampanii wrześniowej.

Na cmentarzu w Narviku jest mogiła 5 polskich żołnierzy, na pomniku widnieje napis: ”Pamięci Polskich Żołnierzy, którzy polegli w czasie walk o Narvik w 1940 roku. Kilisch Tadeusz – szofer, Majewski Piotr – kapral, Trębaszkiewicz Andrzej – dowódca plutonu, nieznany lotnik, nieznany żołnierz. Jest tutaj również kwatera legionistów z 13 Brygady Legii Cudzoziemskiej: Antoine Bogdański, Vincent Augustyniak, Francois Brzyski, Antoine Leszczyński.

Mogiła polskich żołnierzy w Narviku

Stojąc przy tych mogiłach na ziemi norweskiej zastanawiałem się nad losem polskich żołnierzy walczących z dala od swoich rodzinnych stron, czasem pod obcymi sztandarami, którzy ginęli broniąc swojego odległego domu w Polsce.

W drodze z Narviku do Tromso, przeciskając się wśród kamienistych wysepek i żeglując w przesmykach Tjelesundet przyglądaliśmy się dziewiczej przyrodzie. I tu panowała wszechobecna cisza. Na Lofotach zatrzymaliśmy się powtórnie na jedną dobę, tym razem w Harstad. Tutaj w trakcie kampanii norweskiej kotwiczyły nasze okręty „Błyskawica” i „Burza”. Ten ostatni gościł na swoim pokładzie głównodowodzącego alianckich sił ekspedycyjnych w Narviku, admirała floty Corka. Tu też mieściła się jego kwatera główna.

Do 1890 roku w tej starej osadzie było zaledwie parę domów. Rewelacyjne połowy śledzi doprowadziły do powstania miasta (prawa miejskie - 1903 rok). Dziś jest ważnym ośrodkiem przemysłowym. Sąsiednia wyspa nazywana jest Wyspą Wikingów, gdyż rezydował tam wódz Wikingów Tore Hunda. Stojący tutaj kamienny kościół z 1250 roku był centrum religijnym początków norweskiego chrześcijaństwa, w pobliskim jeziorze chrzczono pierwszych chrześcijan.

W moje imieniny 24 czerwca aura obdarzyła nas wspaniałym prezentem. Od samego rana było ciepło i słonecznie. Idąc z Harstadu do Tromso wąską cieśniną Malangen mieliśmy pomyślny wiatr i nie musieliśmy halsować. Kiedy zbliżyliśmy się do Tromso w oddali ukazał się nowoczesny most łączący miasto na wyspie Tromoy z lądem. Most spina z jednej strony śmiały w swej architekturze kościół w Tromsdale zwany „arktyczną katedrą”, z drugiej nowoczesna rotunda kina. Miasto zwane jest „wrotami Arktyki”, gdyż szereg wypraw polarnych tutaj miało swój początek. Okazało się być miastem niezwykle przyjemnym. Czasu na zwiedzanie mieliśmy sporo. Najdłuższy „dzień” w roku trwa tutaj od 21 maja do 23 lipca i w tym okresie przy pogodnym niebie całą dobę można obserwować wędrówkę słońca powyżej linii horyzontu. W Tromso znajduje się ciekawe muzeum z bogatym działem lapońskim. Lapończycy zamieszkują duże obszary północnej Norwegii, Szwecji, Finlandii i Rosji. Panuje tutaj surowy klimat, cywilizacja to bardzo odległe pojęcie, tylko w ścisłym zespoleniu z przyrodą można przeżyć. Lapończycy to plemiona bardzo tajemnicze. Ich życie ściśle powiązane jest z reniferami. Wędrują one swobodnie przez tundrę w poszukiwaniu pożywienia, a w ślad za nimi podążają właściciele. Ren daje mleko, mięso i skóry, z których buduje się szałasy i szyje odzież. Są też zwierzętami pociągowymi.

Następnym etapem naszej wyprawy był port Hammerfest, najwyżej położone miasto na północy świata, 400 km za kręgiem polarnym. Gdy podchodzi się z fiordu Soroys do półkolistej zatoki, nad którą się rozłożyło, w oczy uderza bajkowy koloryt drewnianych domków. Brakuje jedynie zieleni. Gładkie skały wszędzie porośnięte są mchami. Otaczający krajobraz, a zwłaszcza koloryt nieba i morza jednoznacznie przypominają, że jest to bardzo daleka północ (nie bez powodu w herbie Hammerfestu widnieje sylwetka białego niedźwiedzia), chociaż dzięki Prądowi Zatokowemu klimat jest stosunkowo łagodny, a port przez cały rok dostępny dla żeglugi. Handluje się tutaj rybami, tranem i skórami zwierząt polarnych. Pierwsza polarna ekspedycja wyruszyła stąd w 1795 roku. Dzień tutaj jest „trochę” dłuższy niż w Tromso. Słońce świeci nieprzerwanie od 17 maja do 28 lipca. Noc arktyczna zaczyna się 22 listopada, przez 60 dni mieszkańcy żyją w ciemnościach.

W mieście tym został w 1852 roku dokonany po raz pierwszy pomiar kuli ziemskiej. Dla upamiętnienia tego wydarzenia postawiono pomnik. Jest to granitowa bryła globu umieszczonego na kolumnie.

Miejsce pomiaru kuli ziemskiej

To miasto położone tak daleko od centrum, zdawać by się mogło zapomniane przez świat i ludzi, również nie uniknęło tragicznych przeżyć. Podczas II wojny światowej Niemcy założyli tutaj potężną bazę morską, z której ich okręty wyruszały do ataków na konwoje płynące do Murmańska. Podczas wycofywania się w 1944 roku doszczętnie zniszczyły port i miasto. Ocalała jedynie kaplica cmentarna. W latach 1945-60 Hammersfest starannie odbudowano i jest ono dziś jednym z ważniejszych centrów handlowych rozległej prowincji norweskiej Finmark. Z portu liczne kutry wyruszają na połowy, statki pasażerskie często zawijają przywożąc turystów na Nordkapp. Mimo że w czerwcu słońce świeci całą dobę życie w mieście wcześnie zamiera. Sklepy zamykane są o godzinie 17.00, na ulicach spacerują jedynie turyści, dla których dzień w nocy lub raczej noc w dzień jest swoistą atrakcją. W ciągu dnia po nabrzeżach i w pubach kręcą się rybacy w swetrach z grubej owczej wełny, których nie sprzedaje się w luksusowych sklepach o obliczach ogorzałych od słońca i mrozu. Przymknięte oczy osadzone są w zdumiewającej sieci zmarszczek. Już od wczesnych młodzieńczych lat takie twarze rzeźbią rybakom wichry Morza Barentsa.

<<  <     >  >>