Jachtem po morzach arktycznych

Szlak walk polskich marynarzy podczas drugiej wojny światowej (cz.5)

Hammerfest opuściliśmy 29 czerwca. Jacht i jego wyposażenie zostały w porcie dokładnie przejrzane i sprawdzone. Załoga stanowiła już zgrany zespół odpornych, zdyscyplinowanych i pracowitych żeglarzy, których cechowało wspólne dążenie do zmierzenia się z groźnym Nordkappem. Dzień był pogodny, słoneczny, po niebie sunęły wolno wielkie, białe cumulusy. Wiał równy, maksymalnie dla nas korzystny wiatr, płynęliśmy stale na północ. Pod wieczór osłabł. Jacht stanął, otoczony po obu stronach burt skalnymi wyspami. Wyglądało to tak jakbyśmy stali w tunelu. Przed nami na kursie otwierała się przestrzeń Morza Barentsa. Idealne warunki na łowienie ryb. W ciągu pół godziny mieliśmy ich 20. Nad nami krążyły mewy rzucając się na resztki filetowanych ryb. Mewy północy to duże ptaszyska, siedząc na wodzie rozmiarami przypominają gęsi, w locie są zwinne i zgrabne. Są zupełnie niepłochliwe, czasami wręcz natrętne. Po udanym połowie uruchomiliśmy silnik i wyszliśmy na otwarte morze. Warunki uległy diametralnej zmianie. Wiatr, o dziwo, zmienił kierunek. Po raz pierwszy od początku rejsu wiał z południowo-zachodniego kierunku. Po postawieniu spinakera minęliśmy nieregularne, brunatne skały przylądka Hjemsoy i skierowaliśmy się na Przylądek Nordkapp, który osiągnęliśmy w godzinach popołudniowych. Panowała dobra, ostra widoczność. Strzeliła butelka szampana. Byliśmy szczęśliwi, że dane nam było patrzeć na ten skalisty masyw położony najwyżej na północy Europy.

Oglądanie Nordkappu sprawia radość

W Zalewie Kolskim zatrzymani zostaliśmy przez okręt strażniczy. Murmańsk jest ciągle miastem zamkniętym dla żeglugi, jest bowiem największą bazą rosyjskiej marynarki wojennej na północy. Jest to również największy port atomowych okrętów podwodnych na świecie. Po kilku godzinach rozmów i wyjaśnieniu celu naszej podróży mogliśmy wreszcie przycumować do burty pływającego warsztatu służącego do remontu statków i okrętów przy dworcu morskim.

Murmańsk powstał na brzegach niezamarzającego Zalewu Kolskiego w 1915 roku. Dzisiaj jest największym portem za kręgiem polarnym i centralną bazą lodołamaczy w Arktyce. Podczas II wojny światowej przez Murmańsk przechodziło zaopatrzenie z sojuszniczych państw zachodnich dla wojsk rosyjskich. Na międzynarodowym cmentarzu znajdują się 4 mogiły polskich marynarzy. Na wszystkich widnieje napis: marynarz poległ za naszą i waszą wolność w konwojach 1942-1944. Są to groby palacza z polskiego s/y „Tobruk”.

Ludwika Leszczyńskiego (powinno być Leszczołowskiego), który zginął 15 sierpnia 1942 roku i został tu pochowany przez załogę, W.Tomali, Mirowskiego i jeden grób należy do nieznanego żołnierza. Z pewnością nie są to wszyscy, którzy pozostali zawsze na tej ziemi. Na pomniku, który stoi przy kwaterach polskich marynarzy widnieje napis: „przechodniu powiedz Polsce, żeś widział nas tutaj leżących, gdyśmy świętym jej prawom posłuszni będąc polegli. Na grobach polskich marynarzy złożyliśmy kwiaty i zapaliliśmy znicze. Pobraliśmy ziemię.

Mogiły polskich marynarzy na cmentarzu w Murmańsku

W parku przy dworcu morskim stoi obelisk z czarnego marmuru przywieziony z Wielkiej Brytanii, na którym wyryto napis w języku angielskim i rosyjskim. Głosi on, iż pomnik ten postawiono w sierpniu 1991 roku na pamiątkę mężczyzn i kobiet z Wielkiej Brytanii i państw sojuszniczych, którzy przeprowadzali konwoje do Murmańska na statkach i okrętach i oddali swoje życie podczas II wojny światowej.

Spędziliśmy w tym mieście 8 dni. Długi postój spowodowany był remontem na jachcie, gdzie z pomocą miejscowych żeglarzy usunęliśmy prawie wszystkie usterki, oraz fatalną pogodą na Morzu Barentsa. Przez społeczność Murmańska byliśmy goszczeni bardzo serdecznie Trzykrotnie mówiono o nas w radio i ukazały się artykuły w miejscowej gazecie.

Na szlaku bohaterstwa i znoju

Murmańsk opuszczaliśmy w pochmurny sobotni poranek. Siąpił drobny deszcz z nisko wiszących brunatnych chmur. Po wyjściu z Zalewu Kolskiego zatrzymaliśmy się nad mogiłą 22 marynarzy z niszczyciela „Garland”, który w 1942 roku wchodził w skład osłony konwoju zdążającego z Islandii do Murmańska. Po minięciu wyspy Jan Mayen konwój nieustannie był atakowany przez niemieckie lotnictwo i okręty podwodne. ”Garland”, broniąc konwoju „PQ-16”, stoczył bohaterski bój z „Heinklami” i „Junkersami”. Zwycięstwo to okupił 22 zabitymi członkami załogi. Po przybiciu do Murmańska ich ciała złożono w trumnach, wywieziono brytyjskim trałowcem na Morze Barentsa i opuszczono do wody. Z tego morskiego cmentarza pobrano wodę by zabrać ją do Gdyni, miasta skąd polskie statki i okręty wyruszyły do walki z niemieckim okupantem.

Powrotna żegluga wzdłuż północnych wybrzeży Nordkappu upływała w pięknej pogodzie. Słońce stopniowo wyzwalało się spod warstwy chmur, znowu podziwialiśmy koloryt nieba przejrzystość czystego jak źródlana woda powietrza oraz wspaniałą panoramę wysokich gór o białych, zaśnieżonych szczytach. Płynęliśmy pod pełnymi żaglami. Morze było puste, towarzystwa dotrzymywały nam jedynie ptaki morskie. Na trawersie Nordkappu o godz. 01.00 w nocy słońce znajdujące się wysoko nad horyzontem na północnym wschodzie oświetliło potężny masyw skalny Przylądka Północnego. Skąpany w promieniach słonecznych skalisty brzeg o pionowo spadających w morze urwiskach mienił się bogactwem kolorów – śnieżna biel żlebów, żółtozielone i amarantowe zboczy. Nagle usłyszeliśmy sapnięcie, jakby jakiś olbrzym robił głęboki wdech, a potem dało się słyszeć plasknięcie wody. Za rufą jachtu po prawej burcie spokojnie, falistym ruchem płynęły 4 wieloryby

Parada wielorybów

To wynurzały się wydmuchując fontanny wody, to znów nurkowały z charakterystycznym łukowatym wygięciem grzbietu. Tuż przed wślizgnięciem się pod powierzchnię wdzięcznym ruchem wyrzucały ogon pionowo w górę i uderzając nim wzbijały w powietrze słup wody. Jeden z nich wynurzył się tuż obok burty i kiedy dmuchnął wodny pył opryskał nam twarze. Był ogromny, szary i cętkowany. Widok jego nasuwał myśl, że wielkość i siła symbolizują to surowe i groźne morze arktyczne. Po minięciu jachtu cała czwórka majestatyczne popłynęła przed siebie, a ich fontanny widać było jeszcze z odległości 1 mili. Znowu zapanowała cisza. Aż wierzyć się nie chciało, że w tak pięknej scenerii stworzonej przez naturę, przed z górą pół wiekiem huczały motory samolotów, wybuchały bomby, tonęły okręty i statki pociągając za sobą na dno morza załogę. W ostatniej wojnie po tych wodach pływały polskie statki idąc w atlantyckich konwojach do Murmańska oraz nasze okręty wchodzące w skład ich osłony. Na rozległych obszarach Morza Norweskiego i Morza Barentsa zalega wiele wojennych wraków, miejsce ostatniego spoczynku marynarzy, których nikt nie odwiedza, nie składa wieńców, nie zapala zniczy.

<<  <     >  >>